Rozmowa z księdzem Pawłem Michalewskim

21

Rozmowa z księdzem Pawłem Michalewskim

Słowem wstępu: Obecnie mieszka w Opolu, jeździ kolarsko, a co więcej próbuje swoich sił w triathlonie. Jednak najważniejsze jest to, że jest Księdzem i dzieli się swoją kolarską pasją z innymi. Poznajcie (o ile jeszcze nie śledzicie bloga ksiadznarowerze.pl) księdza Pawła Michalewskiego, który na co dzień pracuje w opolskiej parafii oraz uczy religii w jednej z tamtejszych szkół. Kiedy jednak znajdzie chwilę to wsiada na rower i pozostaje we własnym rowerowym świecie.

Gdyby sparafrazować słowa biblii na obecne czasy, to można by rzec: Spragnionych napoić, głodnych nakarmić…a kolarza przygotować do startu. Czy zgadza się ksiądz z tym stwierdzeniem?

Spragnionych napoić, głodnych nakarmić to uczynki miłosierdzia względem ciała. Właściwe przygotowanie kolarza do startu też jest uczynkiem miłosierdzia. Bo dzięki temu, że zawodnik jest dobrze przygotowany nie zrobi sobie krzywdy a będzie za to mógł się cieszyć ze startu i rywalizacji z innymi dobrze przygotowanymi zawodnikami.

A więc zaczynajmy,

Wpisuję w wyszukiwarkę „ksiądz, który jeździ na rowerze” pierwszym wynikiem jest blog księdza. Czy od pojawienia się w internecie stał się ksiądz bardziej rozpoznawalny niż tylko w lokalnej społeczności?

Raz była taka sytuacja. Kiedy leciałem na pielgrzymkę do ziemi świętej. Czekałem po odprawie bagażowej wraz z kolegami księżmi i 50 – osobową grupą parafian. W tym czasie podbiegła do mnie jedna Pań z obsługi na lotnisku i zapytała, czy to ja jestem tym „księdzem”. Ja mówię: jakim?

Okazało się, że kojarzyła mnie właśnie z mediów społecznościowych. Porozmawialiśmy chwilę. Skończyło się tym, że Pani załatwiła nam siedzenia w przejściu bezpieczeństwa, tam gdzie było więcej miejsca „na nogi”. Ja jestem wysoki, więc to tym bardziej było dla mnie wygodne. Ale to w sumie jedyna taka sytuacja, że zostałem gdzieś tam rozpoznany.

Wspomina ksiądz o podróży samolotem. Czy zdarzyło się księdzu gdzieś polecieć i zabrać ze sobą rower?

Jeszcze nie. Do tej pory jedynym miejscem, gdzie zabrałem rower (do samochodu) była Chorwacja. Natomiast kierunki hiszpańskie, np. Calpe to jest moje marzenie od kilku lat, ale nigdy nie udało się jeszcze tego zgrać. Mam nadzieję, że kiedyś się uda. Albo też na Grand Canarię. Natomiast jeszcze nie leciałem samolotem z rowerem.

Pierwszą wycieczką księdza była…?

Wyjazd do kotliny kłodzkiej wraz z młodzieżą.

Najpierw wycieczki rowerowe, później kolarstwo. Skąd u księdza pojawiła się pasja do roweru?

Głównie z tego, że rozwaliłem sobie nogę w seminarium. Już jako wyświęcony ksiądz byłem na pierwszej swojej parafii, gdzie miałem dość mocne problemy z kolanem. Tam pomogła mi Pani fizjoterapeutka, która mi wszystko nastawiła. Obyło się bez operacji. Natomiast kazała wzmocnić mięśnie nogi poprzez jazdę na rowerze albo basen. Z basenem wiedziałem, że nic nie wyjdzie. Natomiast kupiłem rower i to tak się zaczęło.

Czego w takim razie radzi ksiądz początkującym z tym sportem?

Zawsze zaznaczam dla początkujących, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z kolarstwem, że to nie chodzi o to, żeby od razu wybierać sobie dalekie trasy. Na początek trzeba opanować technikę jazdy. Do dziś pamiętam jak kupiłem rower, pokonałem niespełna dwa kilometry i ledwo dojechałem, więc początki nie były łatwe. Kiedy pierwszy raz założyłem spd’ki, to pamiętam, że wywróciłem się przed jedną nauczycielką z języka polskiego uczącą w tej szkole co ja, bo chciałem się przywitać i zapomniałem, że mam nogi wpięte. Kolano miałem rozmiażdżone, później jej mąż się śmiał, że nawet ksiądz na jej widok upada. Natomiast im więcej człowiek jeździ tym bardziej się w to wkręca. Pamiętam, że miałem właśnie taki rower corssowy, bo chciałem, żeby było radę wjechać nim w las i gdzieś tam po szosie pojeździć. Jak mnie minął kolarz uznałem, że tak być nie może. Gdzieś tam zacząłem interesować się tym kolarstwem szosowym i skończyło się to kupnem pierwszej szosy. I później już było co raz lepiej, większe dystanse i trasy.

Jak ksiądz jest postrzegany, jako „niestereotypowy ksiądz” który dzieli się swoimi pasjami?

Ludzie przyjmują to pozytywnie, śledzą mnie w mediach społecznościowych, komentują, są zadowoleni z tego, że mają takiego znajomego. Moim zdaniem w relacjach między ludzkich trzeba mieć najpierw taką komunikację neutralną, bardziej przyjacielską. Dla wielu ludzi jest tak, że rozmawia się na początku o pogodzie, o sporcie, ale w miarę upływu czasu nawiązuje się relacje.

To na pewno gdzieś jest taka zajawka sportowa, to łatwiej nawiązać kontakt z człowiekiem. To, że ja jestem księdzem, to też gdzieś tam później przechodzimy na tematy religijne, duchowe.

Człowiek istotą religijną, duchową, potrzebuje tego tylko nie raz boi się zapytać albo nie ma kogo zapytać. Tutaj jest takie skracanie dystansu, bo zazwyczaj ludzie mają gdzieś taki dystans do księdza. Moim przełożonym to nie przeszkadza. Nawet kanclerz naszej kurii jeździ na rowerze, uprawia triathlon. Właśnie niedawno kolega z roku wysłał mi zdjęcie, że odebrał rower przełajowy który mu doradziłem. Będzie na nim jeździł głównie dla siebie. Na początek żeby mógł trochę pojeździć po lesie czy to po szosie.

Czy udało się księdzu przekonać kogoś do tego aby zainteresował się sportem?

Kilka osób, w tym moich uczniów pytało mnie: Jak zacząć? Co zrobić? Bo to nie tylko chodziło o kolarstwo, ale też i bieganie. Ostatnio miałem z uczniem też ciekawą gawędkę, bo on jest pływakiem, ale postanowił swoich sił spróbować w triatlonie. Więc też doradziłem mu co i jak rozpocząć. Bo jeśli zna ktoś kogoś w jakiejś dziedzinie to łatwiej spytać. Cieszę się też, bo moja mama dzięki temu zaczęła jeździć dużo na rowerze.

Jeździ ksiądz na rowerze, próbuje swoich sił w triathlonie. Sport jest obciążający nie tylko dla ciała, ale i ducha. Czy uważa ksiądz, że obecni kolarze są dobrze przygotowywani pod względem psychicznym?

Sądzę, że to zależy głównie od trenera i klubu. Słyszałem opinię, że w niektórych klubach zawodnicy byli tak wycieńczeni, że przechodząc z jednej kategorii kolarskiej do drugiej zawodnicy nie mieli już sił. I to nawet nie tych fizycznych, ale psychicznych. Na pewno dużo zależy od podejścia trenera. Na pewno ten uczeń , który zaczyna na początku nie powinien wracać z treningu tak zmachany, że nic mu się nie chce tylko powinien być zadowolony. Trenerzy powinni widzieć, że ten etap początku to jest tylko etap przejściowy. Bo pojawia się pytanie co chcemy zrobić poprzez sport. Bo z jednej strony chcemy wychować mistrza, zawodnika dojrzałego który przejdzie przez wszystkie etapy szkolenia, żeby się nie zniechęcił ale rozwijał. Albo z drugiej strony wychowujemy człowieka, który chce być aktywny fizycznie, a nie żeby go totalnie zraziło od roweru, biegania, pływania. Więc tu zależy dużo od władz klubowych żeby ten człowiek rozwinął się przede wszystkim.

Co odczuwa ksiądz kiedy staje na stracie?

Staram się pomodlić, nie o zwycięstwo ale o bezpieczeństwo na trasie. I żeby nikomu nic się nie stało, bo tym bardziej w przypadku sportu wystarczy czasem mały błąd i jest wielka kraksa, natomiast nie mam żadnego specjalnego rytuału. Na pewno jest to podekscytowanie i adrenalina przed startem która uderza każdemu, a później już robi się swoje. Jak człowiek jest wytrenowany to zbiera z tego owoce.

Co myśli ksiądz podczas jazdy na rowerze? Czy słucha w tym czasie muzyki, skupia się tylko na jeździe? Szuka inspiracji do kazań?

Muzyki słucham, ale to zimą i różnych zespołów (w trakcie wywiady ksiądz ma na sobie koszulkę Luxtorpedy), bardziej skupiam się na tym żeby jeździć bezpiecznie. I kiedy jeżdżę zimą na trenażerze to włączam film bądź serial. Najczęściej coś na netflixie, ale zamiast oglądać „ojca mateusza” wolę „ranczo”. Nie korzystam ze zwifta, wolę jazdę na świeżym powietrzu.

Czy jest takie miejsce do którego ksiądz chciałby wybrać się na rowerze?

Szczerze mówiąc nie zastanawiałem się nad tym, bo nie mam nawet czasu żeby poświęcić gdzieś na takie dłuższe wyprawy. Może gdzieś w przyszłości, natomiast turystyka rowerowa mnie nie interesuje.

Wspomina ksiądz o czasie i obowiązkach duchownego. Jak ksiądz łączy pracę duchownego z pasją kolarską?

Dla mnie priorytetem jest posługa na parafii, jeśli ustawiam jakiekolwiek treningi to w chwilach, kiedy mam wolne, gdzie nie mam żadnych obowiązków parafialnych ani szkolnych. Kwestia organizacji, trzeba wstać wcześniej. Staram się cztery razy w tygodniu pływać. A na rowerze spędzać około 12 godzin. Często jeżdżę na górę św. Anny. Pojawia się też tam Cezary Benedetti. A port jest dal mnie przyjemnością i pasją. Jeśli rzeczywiście jestem zmęczony to sobie odpuszczam.

Kolarstwo nie tylko zawodowe, ale też i amatorskie przeważa w naszym kraju. Jednak większość jeździ dla siebie nie patrząc na wynik. Bo tego wymaga czas, pieniądze i inne czynniki. Bierze ksiądz udział w wyzwaniach na stravie?

Raphe 500 przejechałem. Uważam, że zdrowie jest ważniejsze niż sport. Tym bardziej, że był to sezon kolędowy.

Czy jechał w takim razie ksiądz kiedyś rowerem na kolędę?

Nie, nie zdarzyło się.

Został ksiądz ambasadorem Gran Fondo Gdynia, czy przygotowuje się ksiądz specjalnie do startu czy bardziej na luzie?

Cieszę się bardzo z tego powodu, natomiast traktuję to z dużym luzem, jako fajną przygodę i nowe doświadczenie.

Czy ksiądz na rowerze czuje się kolarsko?

Bardzo często! Czasami aż mnie nosi by w końcu pójść pojeździć. Bo kolarstwo to chyba nawet już nie pasja. To już styl życia.

Na jakim rowerze ksiądz obecnie jeździ?

Obecnie jeżdżę na szosie Ridley Fenix

Dziękuję za rozmowę.