Wypalam się [Słowo na niedzielę]

0

Lubił ten czill. Czas bez napinki, kiedy mógł wsiąść na rower, a w uchu nikt nie nadawał poleceń jak powinien kręcić i co najwyżej słuchał tego co mu szumiało w głowie i wszystkiego dookoła.

Karol, bo o nim mowa miał 15 lat kiedy zaczął przygodę z rowerem. Nie nazywając tego kolarstwem, no bo wystartował może z raz czy dwa, więc nawet nie przypięto mu łatki amatora.

Kręcił co dzień, bo tak chciał ojciec. Zapalony sportowiec, któremu nie wyszło z własną karierą. Dzisiaj barczysty, postawny facet, bez nawet lekkiego piwnego brzuszka, ale z zarostem i przenikliwym wzrokiem ala Volverine, takim no wiecie – bez noża nie podchodź (a więc nie przypomina co prawda sundajskiego dwunoga), a przy każdym obiedzie wspominał jak to się kiedyś wyczekiwało słuchając w radiu wyścigu pokoju. Więc nie przypomina sundajskiego dwunoga. Ojciec miał mocne parcie na sport, ale nie był wstanie przekazać tego swojemu synowi, nawet w pełni okazując własną miłość. Ten wolał jednak cisze i spokój, a sport miał mu wypełnić to, czego sam szukał w życiu. Ale zawsze przychodzi taki moment, że…

***

– Wypalam się. Czasem chciałbym jeździć mocniej, szybciej

– Ale po co?

-No jak to po co? Żeby wygrywać

– No ale po co?

– No żeby wiesz, zrobić fotkę, pochwalić się

– I uważasz, że to jest najważniejsze w tym sporcie?

– No, nie ale rywalizacja jest fajna, emocje, adrenalina i te sprawy

– Jest, ale wtedy kiedy masz wszystko podzielone. Nie jesteś do ciężkiej cholery zawodowcem, nie stoi nad Tobą sztab osób, które Cię naciskają

– No nie, ale chcę się ścigać.

– Bez sensu. A jak żona? Kiedy ostatnio pojechałeś z nią na rajd, przejażdżkę czy gdziekolwiek. Nie wspominając o tym, że ją olewasz i kręci Cię tylko rower

– Ona nie lubi tego sportu, woli swoje seriale

– Nie bądź taki pewien. To pewnie dla tego, że jej nie zabierasz

– No może…